Kocha mnie, zależy mu, ale nie wie czy chce związku. Nie wiem co mam o tym myśleć. Naprawdę widać, że mu zależy, że chciałby. Obejmował mnie dzisiaj, naprawdę to widać. Lecz teraz ja sama nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Oboje się kochamy do szaleństwa, ale jego słowa zbiły mnie z tropu "że nie wie czy jest gotowy na Nie chce już być sam, w myślach jestem tam. Gdzie widzę twój uśmiech, gdzie jest jego blask. Tak mnie boli czas, gdy widziałem jak. Dzielisz się nim ze mną, jak mi tego brak. Nie wiem kto Odp: Kocha, ale nie chce ze mną być. Nie rozumiem, nie pojmuję.. miliony ludzi na świecie rozstają się z przeróżnych powodów, nie dojedziesz do tego dlaczego on po 2 latach się rozmyślił. najczęściej wynika to z egoizmu, czasami z jakiś zaburzeń czy strachu. A skąd ta koleżanka taka obeznana? A może sama chce z nim być i teraz Cię zniechęca? Ale typek, który takie akcje robi, że się nie odzywa, zrywa, itd nie jest niczego wart. Lepiej kopnąc w dupe i sie nie przejmować. A co będzie jak takich sytuacji bedzie coraz więcej, krzywych akcji, a uczucia tylko większe będa do niego? 190. 24 Wrzesień 2019. #1. Syn ma 5 i pół roku. Od dwóch lat chodzi do przedszkola. Odpieluchowany w wieku 2 lat i 3 miesięcy. Początkowo zdarzało mu się zsiusiac w nocy ale szybko zalapal pobudki i chodzilismy w nocy do łazienki. Od 1,5 roku moczy sie w nocy. Zaczelo sie kilka miesiecy po urodzeniu mlodszego brata no i po pojsciu do Vay Tiền Nhanh Ggads. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2016-06-07 08:18:49 Ostatnio edytowany przez (2016-06-07 08:41:23) Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-06-07 Posty: 2 Temat: Nie wiem czy chce z nim byćWitam mam 21 lat , cale zycie przed soba. Czuje ze marnuje je z obecnym parnterem. Jesteśmy ze sobą Na początku to on bardzo się o mnie starał chciał ze mną być, kiedy zgodziłam się z nim być bylo wszystko dobrze szybko zamieszkalismy razem . Początki były swietne starał się spedzalismy fajnie czas. Po roku oświadczył mi się . Później było już tylko gorzej w nasz związek wpadła rutyna jemu nic się nie chciało nigdzie wychodzić tylko siedzieć w domu przed tv, wcześnie chodził spać wszystko zaczęło się psuć zerwalam zaręczyny i dalej mieszkamy razem . Moje życie nie ma sensu wstaje i codziennie robie to samo on tak samo tylko jemu to odpowiada , mi nie. Jest dobrym pracowitym chłopakiem ale niedojrzalym i nieodpowiedzialnym niczym się nie przejmuje wszystko jest na mojej głowie. Nasze relacje intymne się skończyły prawie do zera ale on nadal twierdzi ze mnie kocha i ja to widzę ale nie ma już pomiędzy nami chemi ja bardziej go otoczyłam taka matczyna miłością i nie wiem czy ten związek ma jeszcze jakiś sens. W obecnej sytuacji nie korzystam z życia tylko stoję w miejscu on jest zbyt dojrzały na to żeby się ze mną upic jechać na imprezę a niedojrzaly na to żeby założyć rodzinę nie mówi o wspólnych planach na przyszlosc . Wogole o tym nie rozmawiamy kiedy pytam jakie ma plany na przyszłość mówi ze nie ma , żyje chwila . Bardzo się boje zmiany w moim życiu ze jak odejdę to nie poradzę sobie bez niego bo w jednej chwili chce odejść i jestem tego pewna a w drugiej myślę że nie umiem bez niego żyć . Co robić ?? 2 Odpowiedź przez McMiodek 2016-06-07 09:09:54 McMiodek Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-25 Posty: 3,923 Odp: Nie wiem czy chce z nim być Rozmawiać. Powtórz mu to, co napisałaś. A on ile ma lat? Wg mnie jesteś w takim wieku, że na rodzinę masz jeszcze kupę czasu. W tej kwestii Cię nie rozumiem- jesteś młoda, chcesz chodzić na imprezy, wychodzić z domu, ale z drugiej strony najpierw zerwałaś zaręczyny, a teraz oczekujesz od niego deklaracji nad wspólną przyszłością, założeniem rodziny etc. Po co Ci to? Po co Ci ta rodzina i deklaracje? Rozmów się z nim w temacie wspólnie spędzanego czasu. Masz rację- to nie jest fair, że Ty jesteś niejako zmuszona do tego, by siedzieć z nim w domu, a on nie poświęci się i nie wyjdzie z Tobą gdziekolwiek. Mogłabym Ci doradzić, żebyś sobie poszukała znajomych i z nimi chodziła na imprezy, ale wiem, że to nie o to chodzi, żeby żyć pod jednym dachem jak współlokatorzy. Jeśli on nie zwróci uwagi na Twoje potrzeby, to będziesz miała jasny obraz, czy warto poświęcać swoje nerwy i czas. A czego się boisz po zerwaniu, ze tak jeszcze zapytam? Z czystej ciekawości, bo zastanawia mnie, kto wpaja takim młodym dziewczynom potwierdzanie wartości poprzez faceta i czemu one się tej bezradności tak szybko uczą. Czemu miałabyś sobie bez niego nie poradzić? Masz dwie ręce, sprawny umysł, nie jesteś głupia. Czy on Cię utrzymuje? Na to też jest rada. A jeśli Cię nie utrzymuje, to w czym jest ci tak niezbędny, żebyś bez niego czuła się jak dziecko we mgle? - Dokąd idziesz?- Nie wiem- odpowiedział Włóczykij . Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy. 3 Odpowiedź przez Gary 2016-06-07 09:47:08 Gary Net-facet Nieaktywny Zawód: na razie podąża ścieżką ze szczytu w stronę zieleniącej się doliny Zarejestrowany: 2014-01-29 Posty: 8,238 Wiek: 537 i tej wersji będę się trzymał Odp: Nie wiem czy chce z nim być 21 lat to wcześnie na rodzinę... za parę lat może się w jego głowie zmieni. Natomiast brak seksu, brak bliskości, brak namiętności, brak wspólnego spędzania czasu -- to zbrodnia dla związku. I jeszcze jak mówisz o "matczynej miłości" to już ręce kompletnie opadają... Może mama go tak wychowywała, że mama organizowała mu całe życie, jedzenie, ubrania, wolny czas -- tak jest nauczony żyć, a Ty wchodzisz w tę rolę. Żadna rozmowa nie pomoże, chyba, że masz ochotę na wychowywanie 20+ faceta -- będziesz miała trudniej niż jego mama. Bardzo się boje zmiany w moim życiu ze jak odejdę to nie poradzę sobie bez niego bo w jednej chwili chce odejść i jestem tego pewna a w drugiej myślę że nie umiem bez niego żyć . Co robić ??Ach... to już jest absolutnie proste pytanie... jak 2 +2 = ... Odpowiedź brzmi: "wychłodzić, wychłodzić..." Na czym to wychłodzenie polega? 1. przestań się bać, że go stracisz, ale nie zrywaj z nim 2. nie rozmawiaj o przyszłości, nie wymagaj od niego niczego, nie podsuwaj rozwiązań3. nie twierdź, że jest Ci dobrze, nie narzekaj że jest Ci źle 4. zastanów się co byś robiła, gdyby było między Wami super -- jak byś poszła na basen, to idź na basen... jak byś poszła na imprezę, to idź na imprezę, jak byś oglądała film XYZ, to oglądaj film XYZPrzestaniesz podtrzymywać więzy które Was łączą, przestaniesz reanimować trupa, którego sztucznie niby-utrzymujesz przy życiu (tak Ci się tylko wydaje). Jeśli waszą relację porównamy do róży, to wygląda ona tak, że Ty tę różę podlewasz, a chłopakowi kompletnie nie zależy... przestań podlewać -- zobaczysz, czy on zacznie podlewać, czy da temu kwiatu umrzeć. Jak kwiat umrze, to nie będziesz miała żalu go wyrzucić, zwiędłej róży, na śmietnik. Wtedy nie będzie bolało. Wniosek? W pewnym sensie sama przyczyniasz się do upadku Waszego związku dbając ponadprzeciętnie o relację. Prawdziwa miłość trwa wiecznie, bez sztucznego podtrzymywania przy życiu. Mniejszą zdradą jest chwila seksu z nieznajomym niż wiele lat życia razem bez miłości. Życie bywa kolorowe, ale w większości jest szare i właśnie w tych odcieniach szarości powinnaś odnajdować szczęście. "Chciałabym to znowu poczuć... to antidotum na śmierć duchową, znowu czuć że żyję...". Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Home Miłość i RelacjeProblemy Miłosne zapytał(a) o 14:57 Chce z nim być ale nie wiem czy to a sens Jestem z chłopakiem od wtorku bardzo mi się podoba ciągnie mnie do niego ale boje się podejść pogadać i wgl już się calowalismy przytulalismy i wgl ale ostatnio czuje jak bym z nim nie była i bym mu się nie podobała A każdy już wie ze jesteśmy razem ale ja po prostoty boje się do niego podejść co ja mam zrobić ;-;? Odpowiedzi Oczekuje czegoś więcej( wiesz) blocked odpowiedział(a) o 15:01 Najwidoczniej nadal nie możesz uwieżyć, że jest z tobą i wstydzisz się do niego podejść. Jak go kochasz to się za niedługo przyzwyczaisz Tomson77 odpowiedział(a) o 15:01 No nie wiem czy jesteście razem jak się go boisz XDDD Uważasz, że ktoś się myli? lub Jak poradzić sobie w pracy, w której otaczają nas zazdrośnice i miłośniczki snucia złośliwych plotek? Fot. Unsplash Pół roku temu zmieniłam pracę. Bardzo ciężko na to pracowałam. Nie tylko skończyłam studia podyplomowe i nauczyłam się nowego języka, ale przede wszystkim wyszłam ze swojej strefy komfortu. Śmiało mogę powiedzieć, że urosły mi skrzydła. W końcu zerwałam współpracę z firmą, której zarząd mnie nie doceniał i nagminnie upokarzał. Byli w szoku, kiedy złożyłam wymówienie. Cieszyłam się na nowe doświadczenia i zupełnie nową, bardzo emocjonującą zawodową ścieżkę. Niestety okazało się, że wpadłam z deszczu pod rynnę... Zaczęłam być doceniana i stałam się prawą ręką szefa, ale koleżanki z pracy codziennie uprzykrzają mi życie. Zobacz także: Najbardziej lubię samotność. Czy coś ze mną nie tak? Uprzykrzanie życia to mało powiedziane. Mniej więcej od miesiąca, każdy mój dzień w pracy wygląda koszmarnie. Nikt ze mną nie rozmawia. Za swoimi plecami wciąż słyszę niewybredne komentarze i złośliwy śmiech. Tuż przed poprowadzeniem ważnej prezentacji zostałam ostatnio przez koleżankę „niechcący” oblana kawą. Przeprosiła mnie, ale gdy odeszłam o krok, zaczęła głośno się śmiać. Na szybie samochodu, który zostawiam pod pracą, ciągle znajduję przyklejone karteczki z zaadresowanymi do mnie niecenzuralnymi epitetami. Podobno uwiodłam prezesa i rozbiłam jego rodzinę... To bzdura! Początek w firmie był całkiem przyjemny. W moim dziale pracują prawie same kobiety. Już po pierwszym tygodniu zaczęłam być przez nie zapraszana na babskie wyjazdowe weekendy, czy wyjścia na kawę. Każda z nich była początkowo sympatyczna. Polubiłam je, ale wiedziałam, że nigdy się z nimi nie zaprzyjaźnię. Już wtedy dostrzegałam, że zdecydowanie za bardzo interesuje je życie innych. Osobom, których dobrze nie znały, nie wiedzieć czemu, przypisywały mnóstwo negatywnych cech. Anna z pokoju obok na pierwszy rzut oka wydawała im się podłą intrygantką. Karolina z piętra niżej była podobno nimfomanką, nie mówiąc już o Agacie, która niedawno się zwolniła. No z tej to było prawdziwe ziółko... Kariera przez łóżko i tym podobne rzeczy. Przecież nie mogła za swoją pensję kupić sobie tej torebki Chloé... Okropnie się tego słuchało, więc zaczęłam wychodzić z nimi coraz rzadziej. Kłopoty zaczęły się z chwilą, kiedy moją pracę zaczął doceniać szef. Kilka razy odbywałam służbowe zagraniczne podróże jako reprezentantka firmy. Nie zostało to dobrze przyjęte przez moje pracujące tam dłużej koleżanki. Niedługo wszystkie zaczęły się ode mnie odwracać. Nie mam pojęcia, co robić. Zwolnić się i zaprzepaścić swoją szansę na czekający mnie za około kilka miesięcy awans, a potem przeniesienie do innego działu, czy nie dać im satysfakcji i zostać? Nie wiem jednak, czy mam siłę dalej to znosić. Każdy dzień w pracy to dla mnie psychiczny dołek. Milena Zobacz także: Moja najlepsza przyjaciółka wyprowadza się za granicę. Nie mogę jej tego wybaczyć... Gosiaaak200 Dołączył: 2019-11-17 Miasto: łódź Liczba postów: 217 3 lutego 2021, 12:01 Usunąć Edytowany przez Gosiaaak200 5 lutego 2021, 07:26 Dołączył: 2010-11-03 Miasto: Ibiza Liczba postów: 15306 3 lutego 2021, 18:37 Tak sie konczy proba zabawy w doroslosc ;) ps. Macie podzielone polki w lodowce i w szafkach? Na Twoim miejscu zamykalabym wałówe od rodziny na klodke🤪 Aaalicja2020 Liczba postów: 437 3 lutego 2021, 21:06 Takie trochę studenckie życie nie na serio. Sorry czytałam tylko pierwszy post. Jeśli już na początku wspólnego mieszkania jest coś, co Cię wkurza, to co będzie za rok, 2,3... jak haj hormonalny odpadnie. Dołączył: 2011-12-30 Miasto: Olsztyn Liczba postów: 3224 3 lutego 2021, 21:34 ile macie lat? Dołączył: 2012-10-12 Miasto: Wioska Liczba postów: 18531 3 lutego 2021, 22:18 mozliwe ze facet ma inne standardy. Nie zauwazy ze w domu nie ma 10 cm noza, bo on sobie ukroi 7 cm i nie odczuwa braku. co do rodzin, to to ze ciebie twoja wspiera to dobra mozesz tego wymagac od innych ludzi. Dołączył: 2009-10-19 Miasto: Kraków Liczba postów: 4178 3 lutego 2021, 22:20 Sluchaj, zrywam z Toba bo uzywasz garnkow od mojej rodziny, mieszkanie masz tylko dzieki mojemu wujkowi, pracujesz i przez to nie masz sily na spacery i inne aktywnosci ze mna, zjadasz posilki od mojej mamy i wgl to dziewczyny na vitalii powiedzialy, ze powinnam zerwac... no Goska prosze Cie ogarnij zycie. Rodzice nie maja obowiazku nic dawac doroslym ludziom. To ze Twoi maja checi albo wiedza, ze musza Ci pomoc nie znaczy, ze rodzina Twojego faceta tez bedzie go traktowac jak dziecko. Masz mu wyliczac i tylko sie irytowac kazdym jego oddechem to daj temu spokoj. Ania0725 Dołączył: 2020-10-06 Miasto: Warszawa Liczba postów: 3 3 lutego 2021, 22:37 Mieszkam z moim facetem pol roku. Mieszkanie wynajmujemy dzięki mojemu wujkowi który nam wynająłbardzo tanio. Płacimy na pol . Moja rodzina nam pomaga kupuje jedzenie cZesto , jakieś przybory kuchenne . Jego rodzina nie kupiła nigdy nic zupełnie. On mało co sam kupi z siebie , trzeba mu powiedzieć . No ale jak mu powiem zawsze kupi . Ogólnie średnio się dogadujemy chwilami , dużo rzeczy mi przeszkadza . Wkurza mnie ze jego rodzina nic nam nie pomaga a moja robi wszystko a on z tego korzysta .wkurza mnie jego ciekawość jak dostanę coś od mamy do jedzenia czy coś on ciagle jest zaintersowany co to i często mi to zjada . Nie wiem czy dalej tkwić w tym związku. Proszę o pomoc Zjadł ci jedzenie od mamy i w tym jest problem? Serio? A żyłam w przekonaniu, że kobiety wciskają facetom jedzenie, żeby dojadł, żeby sie nie zmarnowało, żeby kalorie podzielić na pół😂. Jakby sam z siebie cos kupił coś czego brakuje to chyba jakiś ewenement. Który facet wie co kupić do domu? I co ma do tego jego rodzina, dlaczego ma kupowac coś dziewczynie, ktora dziś jest a jutro może go zostawić? A czy w ogole cos takiego jak szczera rozmowa w waszym związku istnieje? Nie lepiej jemu niż na vitalii? Dołączył: 2014-09-25 Miasto: Warka Liczba postów: 1 4 lutego 2021, 05:28 Gosiaaak200 napisał(a):Mieszkam z moim facetem pol roku. Mieszkanie wynajmujemy dzięki mojemu wujkowi który nam wynająłbardzo tanio. Płacimy na pol . Moja rodzina nam pomaga kupuje jedzenie cZesto , jakieś przybory kuchenne . Jego rodzina nie kupiła nigdy nic zupełnie. On mało co sam kupi z siebie , trzeba mu powiedzieć . No ale jak mu powiem zawsze kupi . Ogólnie średnio się dogadujemy chwilami , dużo rzeczy mi przeszkadza . Wkurza mnie ze jego rodzina nic nam nie pomaga a moja robi wszystko a on z tego korzysta .wkurza mnie jego ciekawość jak dostanę coś od mamy do jedzenia czy coś on ciagle jest zaintersowany co to i często mi to zjada . Nie wiem czy dalej tkwić w tym związku. Proszę o pomoc powinnaś zakończyć ten związek, bo szkoda faceta. Dorosłość na tym polega, że człowiek powinien radzić sobie sam, a nie oczekiwać, że mamusia kupi, zapłaci, da, ugotuje. Jeśli twoi tak robią, to ich sprawa, ale nie możesz oczekiwać tego od innych, skoro zdecydowałaś się na zabawę w dorosłość i dom. Pomaga, sprząta, zrobi zakupy, dokłada się do opłat? Jest dorosły, tak też widzi go jego rodzina. Nie widzi, że coś trzeba kupić? Jak większość facetów- póki coś się nie skończy, czego akurat potrzebuje , to nie zauważy. Zresztą ja sama jeśli czegoś nie używam, to nie raz nie kupię, póki ktoś z domowników się nie upomni. Szkoda mi tego gościa, bo twoje zachowanie jest infantylne, oczekiwania, że ktoś coś musi dać, bo twoi dają, bo on z tego korzysta itd. A może ewentualnie z nim porozmawiaj, zamiast w necie źle o nim pisać? Widzę, że nie tylko ja mam takie zdanie, na szczęście jest tu dużo dorosłych kobiet z logicznym myśleniem i tego tobie także życzę Dołączył: 2013-03-18 Miasto: Katowice Liczba postów: 3438 4 lutego 2021, 10:39 A może jego rodziny nie stać żeby pomagać? Może nie rozumie, że trzeba coś kupić? Pokaż mu to porozmawiaj jak dorośli ludzie. napisał/a: maruda83 2010-10-12 15:15 Witam wszystkich, Jestem po ślubie ponad 2 lata... Szczerze mówiąc nie pamiętam co nas skłoniło do tej decyzji, po czasie odnoszę wrażenie, że chodziło o jakis kolejny etap w życiu a nie o "ukoronowanie" miłości... Dzieci nie mamy i raczej mieć nie będziemy... Relacje między nami nigdy nie były idealne ale jakoś to wszystko szło na przód... Wszystko popsuło się po ślubie. Doszły problemy finansowe, mój mąż ma własną firmę i niestety mam wrażenie, że zarządza nią "nie przeliczając czynów na zamiary" - w wyniku czego ma poważne problemy finansowe. Przez długi czas pożyczałam, dawałam mu większe pieniądze (jeśli je miałam), miał oddawać nie oddawał a ja tak naprawdę zapominałam... doszło do tego, że zapożyczyłam się u mojej mamy, srzedałam swoje mieszkanie żeby spłacić część naszych długów, wzięłam na siebie spora pożyczkę, wyczyściłam kartę kredytową.... bardzo chciałam pomóc ale nie wiem jak to wszystko się skończy... Wiem, że sama jestem sobie winna, mogłam powiedzieć nie, mogłam pomyśleć zanim cokolwiek zrobiłam ale sądziłam, że robię dobrze... W sumie nie rozmawiamy o tych sprawach, mój mąż twierdzi, że pamięta o pieniądzach ale przecież on nie zrobil tego specjalnie, i trzeba cierpliwie czekać... Tak naprawdę nie rozmawiamy praktycznie wogóle od dłuższego czasu, mijamy się, czułości, trzymania się za rekę itd już nie ma... Mam poczucie winy, że to wszystko przeze mnie, że to ja powinnam być tą ostoją w związku, że jeśli on ma zły czas to powinnam stać przy nim nie zależnie od wszystkiego... Ale nie umiem, nie umiem udawać że jest wszytko w porządku, nie umiem ciągle dostosowywać się do jego sytuacji, do jego problemów i jego położenia... czy ktoś się mnie zapytał jak ja sobie w tym wszystkim radzę? nie... Jestem już zmęczona tym wszystkim, nie widzę przyszłości dla naszego małżeństwa... Jak czytam to wszystko co napisałam to wydaje mi się to bardzo błahe, śmieszne itd ale ja naprawdę mam problem, jest on o wiele bardziej poważny i złozony tylko nie wiem jak to wszystko opisać... W sumie to chyba nawet nie czekam na jakikolwiek odzew... musiałam to poprostu napisać m83 napisał/a: Lika 2010-10-12 17:31 To zabrnęło już bardzo daleko.... rozumiem Cię że nie chcesz być ciągle dla niego ostoją bo dla każdego człowieka jest to zbyt duże obciążenie psychiczne. Podejrzewam też że miałaś inne oczekiwania co do niego jako mężczyzny i tzw. głowy rodziny. Czy on nadal ma tą firmę? czy zarabia? czy nadal popadacie w coraz większe długi? Dowiedz się o intercyzę, to nie oznacza braku miłości lecz zabezpieczenie dla Ciebie. Czy kiedykolwiek chciałabyś mieć z nim dziecko? napisał/a: maruda83 2010-10-12 19:49 Lika napisal(a):To zabrnęło już bardzo daleko.... rozumiem Cię że nie chcesz być ciągle dla niego ostoją bo dla każdego człowieka jest to zbyt duże obciążenie psychiczne. Podejrzewam też że miałaś inne oczekiwania co do niego jako mężczyzny i tzw. głowy rodziny. Czy on nadal ma tą firmę? czy zarabia? czy nadal popadacie w coraz większe długi? Dowiedz się o intercyzę, to nie oznacza braku miłości lecz zabezpieczenie dla Ciebie. Czy kiedykolwiek chciałabyś mieć z nim dziecko? Na szczęście na samym początku małżeństwa podpisaliśmy rozdzielność więc w świetle prawa ja jestem sobie a on sobie. Ja nie odpowiadam za jego długi, tylko niestety on ma moje pieniądze... dużo pieniędzy, które muszę jakoś odzyskać. Na samym początku imponowało mi to, że ma własny biznes, że jest człowiekiem zaradnym, ma ambicje, wie czego chce... tylko w pewnym momencie straciłam wyczucie tego co się dzieje, to wyglądało tak jakbym miała klapki na oczach i robiłam wszystko wg jego wizji, kupił dom - chociaż ja go nie chciałam - przeprowadziliśmy się, bo on nas dba, myśli o przyszłości, moje mieszkanko wynajeliśmy ale wszystkie pieniądze brał on... (miałam poczucie, że tak jest właściciwe, on płacił kredyt na dom więc to był mój wkład...) Długi rosną, stały dochód mam ja on jakoś kombinuje na boku... przeraża mnie brak poczucia bezpieczeństwa, brak stabilności finansowej i tego, że on zachowuje się tak jakby to był mój obowiązek dostosować się do tej całej sytuacji, nie widzi żadnego problemu w ani w naszym związku ani w naszych relacjach. Jakiś czas temu mieliśmy bardzo poważną rozmowę, po której chciałam odejść. Wyprowadziłam się na tydzień ale wróciłam, a kiedy chciałam żebyśmy usiedli i porozmawiali on stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać, musimy się odciąć od tego co było grubą kreską i zacząć wszystko od nowa... ale czy tak się da? wiem, że nie... Coraz cześciej łapię się na myśli, że chciałabym mieć dziecko ale nie z nim, nie w tym związku, bo dziecko niczego nie załatwi, dla mnie nie jest lekarstwem na kryzys... Zastanawiam się czy mam prawo myśleć o odejściu, jeśli mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza, ogólnie jest dobrym i lubianym człowiekiem... czy myśląc w ten sposób nie jestem egoistką? napisał/a: Lika 2010-10-12 22:24 maruda83 napisal(a):Tak naprawdę nie rozmawiamy praktycznie wogóle od dłuższego czasu, mijamy się, czułości, trzymania się za rekę itd już nie ma i to mnie nie dziwi bo sama piszesz że:maruda83 napisal(a):Na samym początku imponowało mi to, że ma własny biznes, że jest człowiekiem zaradnym, ma ambicje, wie czego chce. więc teraz naturalnie Ci tego brakuje.. aby był seks i czułości musi być też jakaś fascynacja drugą osobą a on zbyt dużo stracił w Twoich oczach...maruda83 napisal(a):tylko w pewnym momencie straciłam wyczucie tego co się dzieje, to wyglądało tak jakbym miała klapki na oczach i robiłam wszystko wg jego wizji, kupił dom - chociaż ja go nie chciałam - przeprowadziliśmy się, bo on nas dba, myśli o przyszłości, moje mieszkanko wynajeliśmy ale wszystkie pieniądze brał on... przyzwyczaiłaś go do tego i on teraz nie widzi w tym nic nie stosownego w dodatku nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za rodzinę, nie dziwię się w takim razie że dziecka mieć z nim nie chcesz. Nie rozumiem dlaczego Twój mąż nie może iść do jakiejś normalnej pracy i pracować dla kogoś ale za to mieć tą co miesięczną pensje...? czy on jest zadowolony z takiego stanu rzeczy? nie chce nic zmienić? [ Dodano: 2010-10-12, 22:34 ]maruda83 napisal(a):Wyprowadziłam się na tydzień ale wróciłam, a kiedy chciałam żebyśmy usiedli i porozmawiali on stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać, musimy się odciąć od tego co było grubą kreską i zacząć wszystko od nowa... ale czy tak się da? wiem, że nie... i znowu to Ty wyciągnęłaś rękę... to on powinien błagać Cię o powrót do domu i obiecać że zajmie sie normalną pracą a nie kręceniem na boku... Jest o czym rozmawiać, o przyszłości... jak to odciąć się grubą kreską od tego co było skoro on nic w swoim zachowaniu nie zmienia...maruda83 napisal(a): nie widzi żadnego problemu w ani w naszym związku ani w naszych relacjach to też mnie martwi, musisz go uświadomić jak bardzo jesteś nieszczęśliwa że nie masz poczucia bezpieczeństwa...maruda83 napisal(a):Zastanawiam się czy mam prawo myśleć o odejściu, jeśli mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza, ogólnie jest dobrym i lubianym człowiekiem... czy myśląc w ten sposób nie jestem egoistką? Masz prawo. Zdecydowanie. A to się nazywa zdrowy egoizm i należy taki mieć. Nie chcę Cie namawiać ani do rozstania ani do tkwienia w tym związku, nie potrafię też dać gotowej rady, ale czasem sama rozmowa pomaga napisał/a: maruda83 2010-10-13 09:20 Lika, masz rację, sama rozmowa bardzo dużo daje i przynosi ulgę, bo powoli zaczynam wątpić w siebie. O poczuciu bezpieczeństwa już z nim rozmawiałam, przyjął do wiadomości ale teoretycznie nic się nie zmieniło - tu potrzeba zaangażowania dwóch strona ani ja ani on jakoś się do tego nie palimy. Ja nie jestem w stanie obudzić w sobie żadnych uczuć... Nie umiem się już do niego przytulić, zresztą on też o to nie zabiega, a kiedy mnie niechcący dotknie to sztywnieje... to nie jest normalny odruch, nie chce czuć się w ten sposób ale to jest odruch bezwarunkowy. Sądzę, że o normalnej pracy nie ma mowy - bo jak już się przyzwyczaił do bycia na swoim to z tego nie zrezygnuje jedynie może myśleć o przebranżowieniu się... Ważnym elementem w jego życiu jest mama, która wydaje mi się jest tak jakby "sterem". To ona nauczyła go, że firma nie powinna się finansować swoimi pieniędzmi, przecież od tego są banki, sądzę, że to dzięki niej nie umie chłodno analizować i kalkulować, tylko liczy na coś co może ale wcale nie musi się wydarzyć. Parę razy próbowałam mu uzmysłowić pewne rzeczy ale on zawsze twierdzi, że to dzięki niej on jeszcze funkcjonuje. W tej trudnej sytuacji, w której się teraz znalazł to tylko mama jest dla niego wsparciem (nieważne że pożyczyłam mu i zapożyczyłam się, żeby pomóc...) Powiedział mi coś takiego, że "mogłabym mu okazać większe wsparcie psychiczne ale rozumie, że jak ja mam mu okazać to on tez musi..." i koniec tematu.... Myślę sobie, że może emocjonalnie nie dorosłam do takiego życia, do stania u boku męża w takich sytuacjach, bycia przykładną żoną... Że jestem za młoda, za głupia i może ogólnie jestem beznadziejna napisał/a: niceone 2010-10-13 11:41 Coz, Twoj maz przegina, chociaz zapewne tego nie widzi i nawet nie rozumie... Ty tez nie robisz wszystkiego prawidlowo nie do konca przemyslalas wszystkie warianty - bo sama napisalas ze na poczatku Ci sie podobalo wszystko - tu mi sie nasuwa pytanie czy przestalo Ci sie podobac jak jego firma zaczela generowac straty (i nie mam na mysli meterializmu z Twojej strony tylko niechec do zycia w strachu o przyszlosc rodziny) - czy moze uwazalas (jak niestety duza czesc kobiet) ze maz nagle po slubie dozna olsnienia i stanie sie idealnym mezem o jakim marzylas? bo chyba w obu kwestiach czujesz sie obecnie nieszczesliwa. Sadze ze robisz duzo trwajac przy nim tyle czasu - jednak ani pozyczanie mu kasy ani ucieczki z domu na tydzien nic nie zmienia. Wg. mnie jest jedno dobre rozwiazanie. Dawalas na wszystko przyzwolenie,wiec teraz czas pokazac ze masz cos do powiedzenia - rozmawiacie, tlumaczysz mu ze chcesz byc z nim na dobre i na zle (tak jak zobowiazuje przysiega) i teraz jest to "zle". Jednak on sie musi jakos postarac, zarzadaj (masz prawo) zeby powiedzial Ci jak stoi cala sytuacja, ile czasu jeszcze potrzebuje zeby sie odbic od dna (posplacac dlugi) i czy zdaje sobie sprawe ze jak sie ta sytuacja nie zmieni to moze Ciebie stracic bo obciaza Cie to psychicznie za bardzo i nie potrafisz tak zyc... Dajcie mu jakas gorna granice - jakis deadline po przekroczeniu ktorego musza wystapic widoczne zmiany na lepsze - badz on pojdzie do pracy... PS. za wszelka cene nie dopusc do sytuacji w ktorej on moze zrozumiec Twoje zazalenia jako - klopoty finansowe - nie ma kasy - wiec Ty sie wycofujesz - bo jak firma stala dobrze to nie mialas problemow. Musi miec pewnosc ze kasa nie jest sama w sobie przyczyna... napisał/a: maruda83 2010-10-13 12:22 niceone ja wiem jak wygląda jego sytuacja i wiem, że nie mogę żądąć od niego określenia się w czasie, to jest nierealne poprostu niemożliwe... relacje między nami psuły już dawno a kłopoty finansowe był tzw. "gwoździem do trumny", to przelało czarę goryczy... Ja wiem, że sama nie jestem w porządku, ale nasza sytuacja na początku była zupełnie inna. Przecież przez te wszystkie problemy finansowe można przejść razem, da sie temu jakoaś zaradzić ale jeśli jest to "coś", jest wzajemne wsparcie, porozumienie i zrozumienie. A w naszym związku nic z tego nie funkcjonuje... I to nie jest tak, że jak było dobrze ja byłam jak jest źle to uciekam... może wkońcu (nareszcie) przejarzałam na oczy? nie wiem jak mam to nazwać... I tak jak napisałaś, pewnie sądziłam, że po ślubie jakoś to będzie, że w jakiś cudowny sposób wszystko się zmieni, owszem zmieniło, tylko na gorsze... Wiem, że jak zmieknę, zacznę być przy nim, to z pozoru będzie dobrze, ale tak naprawde problem zostanie zamieciony po raz kolejny pod dywan... a ile razy można... jest jeszcze coś takiego, że moja psychika w jakiś sposób zapomina o tym co było, dostosowuje się do tego co jest a ja tego już nie chce... To wszystko jest tak pogmatwane, tak skomplikowane, że naprawdę nie wiem co mam robić... Czy kiedyś mi się to ułoży w jakąś całość... Chciałabym z nim usiąść i porozmawiać, już tak konkretnie ostatecznie ale on mam swoje poważne problemy i mam wyrzuty sumienia, że nie powinnam mu dodawać jeszcze tego... Teraz jak to czytam to czuje się jak tak sierotka marysia... straszne... napisał/a: Lika 2010-10-15 09:40 maruda83 coś już postanowiłaś? podjęłaś jakieś decycje? a może coś się zmieniło? napisał/a: maruda83 2010-10-15 11:23 Lika, ja nie wiem co mam robić... zadałaś bardzo dobre pytanie a ja niestety nie wiem... wiem tylko, że jeśli nic nie zrobię to nic się nie zmieni... Nie mam siły już dłużej czekać na "a może jednak..." i chciałabym w ten weekend, żebyśmy określili co robimy - albo w tą albo w tamtą... napisał/a: zagubiona23 2010-10-15 11:52 maruda83, masz prawo do Szczęścia, a z tego co piszesz nie czujesz się w ogóle kochaną i szczęśliwą u boku Twego męża. Jesteście "świeżo" po ślubie, a już nie ma takich fundamentalnych rzeczy jak rozmowa, wsparcie i zrozumienie. Nie wróży to nic dobrego.. Zaproponuj mu tę rozmowę mimo jego problemów zawodowych, bo jedno nie powinno tłumaczyć drugiego. Czasem trzeba pomyśleć o sobie w związku i to nie jest egoistyczne. Może w tej rozmowie zaznacz że czujesz się z tym wszystkim fatalnie, że brakuje Ci czułości, że z Twojego punktu widzenia dużo zmieniło się na gorsze, dodaj, że potrzebujesz czasu, aby zastanowić się nad Waszym związkiem. A chcesz ratować małżeństwo? Zależy Ci na Twoim mężu? napisał/a: maruda83 2010-10-15 12:09 Zagubiona23, myślę, że oboje bylibyśmy szczęśliwi osobno. To nie jest tak, że ja jestem idealna a on jest tym złym. Żadne z nas nie robi nic by było lepiej... i może już to właśnie o czymś świadczy. Jest mi przykro bo kiedyś myślałam, że to na zawsze a teraz juz tak nie jest... Wiem, że jedynym wyjściem jest szczera, poważna rozmowa - do takiej się zbieram... Ja nie widzę nas razem, mam wrażenie że miedzy nami jest jakiś gruby gruby mur, którego nie da się już obejść... napisał/a: Lika 2010-10-15 21:59 maruda83 napisal(a): wiem tylko, że jeśli nic nie zrobię to nic się nie zmieni dobrze powiedziane Też jestem za rozmową ale taką poważną może najlepiej uporządkuj to sobie i np. wypisz sobie najpierw co musiałoby się zmienić żebyś była z nim szczęśliwa? o ile to jeszcze jest możliwe abyście byli razem szczęśliwi za co mimo wszystko trzymam kciuki. W tym momęcie tkwicie w jakimś chorym punkcie i każdy z was udaje że jest w porządku, ale w głębi duszy wiecie że nie jest i nie tak powinien wyglądać związek. Ale czy chcesz trwać w tym punkcie do końca życia, które mamy przecież tylko jedno?

nie wiem czy chce z nim być